Jak to się stało, że tak chętnie niszczymy inne organizmy? Okradamy się przy tym z niepowtarzalnych wrażeń i bodźców? I wciąż tak brutalnie odtrącamy wyciąganą do nas zieloną dłoń natury? Warto sobie zadać te pytania nie tylko w Dzień Doceniania Chwastów.
Gdy homo sapiens powoli decydował się na bardziej osiadły tryb życia i związaną z tym uprawę roli, zajmował pod nią stopniowo coraz więcej terenów. Zmieniał w ten sposób naturalne ekosystemy – wycinał lasy, osuszał mokradła, by na ich miejsce tworzyć łąki i pola. Największym uznaniem człowieka cieszyły się te rośliny, które mogły być dobrym źródłem pokarmu dla niego i hodowanych zwierząt lub dostarczały mu włókien, z których wytwarzał tkaniny.
Niewielka grupa gatunków, przy wsparciu człowieka, zaczęła powoli dominować w roślinnym świecie. Pszenica, żyto, kukurydza, ryż, owies, proso, sorgo – tymi gatunkami oraz paroma innymi roślinami, człowiek obsiewa od stuleci większość nadających się do uprawy obszarów. Nie zapominajmy jednak, że kiedyś należały one do natury i dzikiej przyrody. Pod wpływem działalności człowieka stopniowo jednak traciły swój naturalny charakter. Zbiorowiska roślinne wykształcone w procesie ewolucji były zastępowane przez takie, których twórcą był człowiek, stąd mówimy o ich antropogenicznym charakterze.
Natura jednak nigdy nie poddaje się łatwo. W tym wypadku postanowiła także wtrącić swoje „trzy grosze”. Na tworzonych przez ludzi polach, przeznaczonych dla wybranych roślin, zaczęli się pojawiać także inni roślinni goście, którzy czuli się równie dobrze w zmienianych przez człowieka ekosystemach. Tak prawdopodobnie zaczęła się historia roślin segetalnych, czyli polnych, które potocznie określamy mianem chwastów.
Dlaczego odtrącamy zieloną dłoń?
W czasach rolnictwa pierwotnego natura miała dużo łatwiej i skrzętnie wykorzystała swoją szansę. Na początku swej rolniczej drogi, skazany na ręczną pracę człowiek, nie był w stanie skutecznie pozbywać się niechcianych intruzów. Można jednak też pokusić się o stwierdzenie, że natura wyciągnęła do nas wtedy swoją zieloną dłoń i także na tym polu (nomen omen) poszła z człowiekiem na współpracę. Miała też dość czasu, by „wprzęgnąć” polne rośliny w swoje ewolucyjne procesy i łańcuchy pokarmowe. Co innego jej pozostało? Wszak człowiek coraz szybciej pozbawiał ją dotychczasowych terenów i ukształtowanych tam w wyniku ewolucji zbiorowisk naturalnych. Zaproponowała więc pewien ekologiczny, dobrosąsiedzki kompromis.
Rośliny synantropijne pojawiły się zresztą nie tylko na polach. Natura dostrzegła też „lukę” w naszym bezpośrednim otoczeniu. W sąsiedztwie ludzkich siedzib, na „zaniedbanych” podwórkach, pod płotami, często w miejscach bogatych w azot, pojawiły się inne „chwasty” – rośliny ruderalne, takie jak pokrzywa czy łopian. Przez bardzo długi czas zarówno rośliny segetalne i ruderalne przeżywały swoje najlepsze dni. Nic dziwnego, że wokół nich natura zbudowała kolejny bioróżnorodny świat, na który składały się skomplikowane powiązania pomiędzy roślinami, owadami czy ptakami.
Człowiek miał jednak inne plany wobec wydartych przyrodzie terenów. Wraz z cywilizacyjnym rozwojem, wyposażony w kolejne narzędzia, idee, a przede wszystkim herbicydy, wypowiedział naturze totalną wojnę i nie zamierzał iść z nią na żadne kompromisy. Intensywne, monokulturowe rolnictwo, wsparte przemysłem chemicznym oznaczało smutny koniec dla wielu gatunków, które przystosowały się do życia obok człowieka. Pewien rozdział pisany wspólnie przez człowieka i naturę kończy się dzisiaj na naszych oczach. Wymierają rośliny polne i te przydomowe. Nie chcemy już pokrzyw i innych chwastów. Zapominamy jednak, że z tymi roślinami związały swe losy bardzo liczne gatunki zwierząt, ptaków i owadów. Zachwycamy się wdziękiem motyli, ale czy zdajemy sobie na przykład sprawę, że rusałki, jedne z największych i najpiękniejszych przedstawicieli tej grupy zwierząt, potrzebują tzw. „chwastów” do rozmnażania? Ich gąsienice, szczególnie pokrzywników i pawików, wprost uwielbiają pokrzywy, zjadając je z ogromnym smakiem. Nie pogardzą nimi również admirały, ceiki, kratowce i osetniki. Ten ostatni gatunek na żłobki dla swoich maluchów wybiera także ostrożenie, osty i popłochy!
Polne rośliny zagrożone
Zdaniem autorów opracowania „Zagrożone chwasty polne Opolszczyzny i ich ochrona” (1) najmocniej na wyginięcie są narażone „ grupy chwastów związanych z tradycyjnymi uprawami, zanikającymi obecnie lub prowadzonymi zupełnie innymi metodami, np. uprawami lnu”. Do gatunków wymarłych zalicza się już np. kaniankę lnową oraz lnicznika właściwego. Wydłuża się także lista chwastów polnych zagrożonych wyginięciem na terenie Polski lub poszczególnych jej regionów. Są na niej m.in.: miłek szkarłatny i letni, włóczydło polne, krowiziół zbożowy, czarnuszka polna, czyściec polny, jaskier polny, kurzyślad błękitny, kąkol polny, stokłosa żytnia czy złoć łąkowa – czytamy w wydawnictwie Klubu Przyrodników (2). Tym samym nieodwracalnie tracimy kolorowy świat, który niektórzy z nas znają ze swojego dzieciństwa.
Dlaczego polne chwast giną? Przyczyn jest wiele, za najważniejsze uważa się nadmierne zakwaszanie lub ich alkalizację, nawożenie, chemizację i zmianę stosunków wodnych. Ogromny wpływ na ich zanik ma także likwidacja zadrzewień śródpolnych, oczek wodnych i terenów podmokłych. Kolejnym problemem jest niewłaściwe wykorzystanie gnojowicy i ścieków oraz składowania odpadów rolnych, skutkujące często ekspansją gatunków obcych.
Zanik roślin polnych i ich zbiorowisk oznacza, że tracą swoje siedliska i źródła pokarmu także bardzo liczne gatunki owadów, ptaków i innych zwierząt. Potwierdzają to wieloletnie badania. Obserwowane powszechnie w ostatnich dziesięcioleciach wymieranie wielu grup zwierząt, np. ptaków, najszybciej postępuje właśnie w krajobrazie rolniczym, który w coraz mniejszym stopniu przypomina ten znany nam sprzed lat.
Chwasty jak wilki i nietoperze?
Większość z nas wciąż nie rozumie, że chwasty nie tylko można, ale i należy chronić. Autorzy publikacji Klubu Przyrodników zwracają uwagę, że „ niewiele zagadnień dotyczących ochrony przyrody budzi większe zdziwienie w tzw. szerokich kręgach społeczeństwa niż „ochrona chwastów”. Przez wieki przyzwyczailiśmy się chwasty tępić, opryskiwać, wyrywać, wycinać, wykopywać, palić i niszczyć na sto innych sposobów.” (1) Wciąż portale internetowe i poradniki ogrodnicze są pełne informacji o tym, jak pozbyć się chwastów, a półki ogrodniczych sklepów uginają się od chemii, która ma nam w tym pomóc.
Czy jest szansa, by nasze podejście do chwastów się zmieniło? Bardzo istotna jest tutaj edukacja, być może wtedy zaczniemy przychylniej na nie patrzeć, dostrzegając ich ważną rolę w ekosystemie polnym, poczynając od kwestii równowagi biologicznej gleby po skomplikowane i różnorodne relacje ze światem zwierzęcym. Autorzy publikacji o ochronie chwastów słusznie zwracają uwagę, że jeszcze nie tak dawno w oczach opinii społecznej równie wielkie emocje wywoływała ochrona nietoperzy, ptaków drapieżnych czy wilków. To się jednak zmieniło i dzisiaj coraz mniej ludzi kwestionuje taką potrzebę.
Pewną nadzieję dla ochrony chwastów jest stopniowy rozwój gospodarstw ekologicznych, w których ograniczanie zachwaszczenia odbywa się bez użycia chemii i polega na właściwym doborze roślin, ściółkowaniu upraw czy siew roślin zacieniających (3).
Wciąż jednak liczba takich gospodarstw nie jest wystarczająca, a na forum unijnym toczone są kolejne batalie o bardziej proekologiczne polityki rolne w krajach Unii Europejskiej. Silne lobby rolnictwa wieloobszarowego i niska świadomość rolników sprawiają jednak, że wciąż nie widać tutaj znaczącego przełomu i polityki rolnośrodowiskowe nie sprzyjają zachowaniu bioróżnorodności. Przeciwnicy bardziej ekologicznych praktyk rolnych podnoszą m.in. kwestię kosztów, ale autorzy opracowania (1) słusznie pytają, czy „czasem koszty ochrony przed chwastami, zakupu środków chemicznych, paliwa, maszyn, wreszcie niszczenie kilku, a czasem kilkunastu procent zasiewów podczas przejazdów maszyn, zawsze i wszędzie wystarczająco kompensuje potencjalne straty związane z zachwaszczeniem?” Możemy mieć tylko nadzieję, że dominujący dotychczas w rolnictwie trend, w obliczu zagrożeń klimatycznych, zdrowotnych i środowiskowych, ulegnie jednak zmianie i nastąpi chociaż częściowy powrót do tradycyjnych metod uprawy, co będzie wiązało się ze zdecydowanie mniejszą presją na ekosystemy polne i sprzyjać będzie utrzymaniu ich bioróżnorodności, także w postaci roślin polnych. Monokulturowe, wielkoobszarowe i intensywne rolnictwo z pewnością nam tego nie zapewni.
Betonowy ogródek i zielona pustynia – nasza nowa „estetyka”
A co możemy zrobić my sami? Na początku należy sobie zadać pytanie, czy mamy w swoich przydomowych ogrodach np. pokrzywy i osty, może bylice, wykę lub rdest ptasi? I wiele innych przydomowych roślin, tzw. synantropów. Jeśli nie, to czy na pewno kochamy przyrodę? A może jesteśmy tylko ofiarami wszechogarniającej nasze otoczenie pseudoestetyki, której najczęstszym dzisiaj przykładem jest rząd tui, otoczonych kolorowymi kamyczkami, dumnie prężących się w sąsiedztwie sterylnego trawnika (zielonej pustyni) lub brukowej kostki. Czy na pewno o to chodzi w estetyce? Czy nie jest może tak, że podobnie jak muzykę ludową w wiejskiej przestrzeni kulturowej zastąpiła „poetyka” discopolo, tak samo – naturalne, bioróżnorodne przydomowe ogródki oraz nieużytki zostały wyparte przez kostkę i trawnik? Dokąd zmierzamy w pseudoestetyzacji otaczającej nas przestrzeni? Czy takie są nasze naturalne potrzeby, czy może ulegamy wpływowi społecznemu i naszej wąsko pojmowanej wygodzie?
Dlaczego kochamy „zabetonowane” ogródki i place? Jeśli nie chcemy w naszych ogrodach „chwastów”, to nie chcemy też motyli, ptaków i wielu innych niezwykłych organizmów. Pozbawiamy się wrażeń i bodźców, których nikt inny nam nie dostarczy. Natura cały czas chce z nami współpracować. Podsuwa nam pomysły. My nie chcemy z nich korzystać, wydajemy jej kolejne wojny, poświęcając na to swój cenny czas i z trudem zdobywane środki. Dlaczego jesteśmy wobec niej tacy okrutni? Czego się boimy? Czym jesteśmy zaślepieni?
Czy chwasty to chwasty?
Warto na koniec zwrócić uwagę na jeszcze jeden bardzo ważny aspekt. Jest nim nasz język. Nie ulega żadnym wątpliwościom, że to on decyduje o sposobie w jaki myślimy o świecie, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy, uważając wręcz przeciwnie, że w pełni kontrolujemy to, co powstaje w naszym mózgu. Pamiętajmy jednak, że w słowach zawarte są też emocje, niektóre z nich są dla nas nacechowanych pozytywnie, inne przynoszą negatywne skojarzenia. To przykre, że tak wiele słów opisujących świat dzikiej przyrody jest obarczony negatywnymi konotacjami. Wynika to z historii kształtowania się języka m.in. w relacji do naszych zachowań i stawianych sobie celów. Dzisiaj to przez te słowa wciąż „patrzymy” na otaczający nas świat przyrody. Paradoksem jest przecież, że pod takimi pojęciami jak jak „chwast”, „szkodnik” czy „zielsko” kryją się dzisiaj niejednokrotnie gatunki wyjątkowo cenne dla ekosystemów lub wręcz ginące. Ale są one stygmatyzowane tymi określeniami, pozwalającymi wyłączyć naszą empatię względem nich. Dzięki temu możemy bez żalu je prześladować i niszczyć. Ten negatywny aspekt języka, jego wpływu na nasze zachowania, dostrzegli też sami językoznawcy, którzy badają go w ramach dyscypliny określanej mianem ekologii językoznawczej (4), zadając sobie m.in. pytanie, czy sposób mówienia o przyrodzie nie przyczynia się do pogarszania jej stanu? Taki antropocentryczny i deprecjonujący naturę język jest niestety powielany w procesach edukacyjnych – wystarczy sięgnąć do szkolnych podręczników – a następnie zaś utrwalany w legislacji i żargonach administracyjnych, by wreszcie przenikać do powszechnej świadomości, która zupełnie bezrefleksyjnie opisuje i interpretuje świat. Chwastem jest już nie tylko roślina, która nam się z jakiś względów nie podoba, ale także „zwierzę, niepożądane z punktu widzenia osoby prowadzącej działalność gospodarczą – rolnika czy leśnika, a nawet rybaka, konkurujące z gatunkami stanowiącymi plon, czy przedmiot uprawy lub hodowli”. (1)
Gdy więc znów sięgniemy po szpadel, opryskiwacz czy kosiarkę, zastanówmy się przez chwilę, czy chwasty to naprawdę chwasty?
Marcin Janna
linki:
https://www.kp.org.pl/images/publikacje/Zagro%C5%BCone_chwasty_Opolszczyzny_i_ich_ochrona.pdf (1)
https://www.facebook.com/hashtag/gospodarstworolnebarbarabajw%C3%B3jtowicz (3)
https://www.kp.org.pl/pdf/pp/pdf2/PP_nr%204_2018_Trocha.pdf (4)