Ptaków jest coraz mniej i nie jest to niestety prima aprilis. 1 kwietnia obchodzimy Międzynarodowy Dzień Ptaków, warto zainteresować się skrzydlatymi istotami, bo nie ma lepszych ambasadorów dzikiej przyrody. Przy odrobinie uważności wprowadzą nas w swój fascynujący świat.
Trudno w mieście…
Przyleciały już szpaki, są już pierwsze pokrzewki, radośnie hałasują – wędrujące do swoich miejsc lęgowych – zięby, w oddali słychać żurawi klangor, a kosy i śpiewaki urządzają wieczorne i poranne koncerty. W ptasim świecie trwa w najlepsze wiosenne poruszenie.
Niektóre z ptaków chciałyby nawet koło nas zamieszkać. My jednak robimy wszystko, by im to utrudnić. Częściowo wynika to z naszej nieznajomości ich potrzeb, ale często robimy to celowo. Nie zdajemy sobie na przykład sprawy, że „zielone dywany” w naszych ogrodach, to mało atrakcyjne miejsce dla większości skrzydlatych gatunków. A w okresie lęgowym – wręcz śmiertelna pułapka dla podlotów, które gnane instynktem opuszczają gniazdo, zanim staną się wytrawnymi lotnikami. Gdy na takim wypielęgnowanym trawniku króluje jeszcze nasz kot lub pies, życie skrzydlatego pechowca bywa bardzo krótkie. Ewolucja nie przewidziała, że pod gniazdami kopciuszków, pleszek i muchołówek będą królować zielone lub betonowe „lotniska” zamiast gęstej trawy, zarośli i krzewów, gdzie młody ptak mógłby w ukryciu czekać na pokarm od opiekujących się nim wciąż rodziców.
Wiele gatunków wręcz prześladujemy. Wiosenno-letnie remonty często wiążą się ze zniszczeniem lęgów i dramatycznymi doniesieniami o zamurowywanych lub uwięzionych ptakach. To w miastach znalazł namiastkę skalnego ekosystemu, znany prawie wszystkim gołąb miejski, kuzyn gołębia skalnego. Ten bardzo spokojny (nieprzypadkowo mówimy przecież o gołąbku pokoju) i jednocześnie wyjątkowo towarzyski ptak, również nie cieszy się sympatią wielu ludzi. Obrzucany epitetami („latający szczur”), jest oskarżany o brud. Ale czy jest gatunek bardziej zasługujący na miano „brudasa” niż człowiek? Czy to gołębie zanieczyściły glebę, lasy, rzeki, jeziora, morza i oceany?
Po chodnikach i trawnikach chodzą kawki, o tej porze roku zawsze parami. Czy te inteligentne ptaki znajdą w tym roku miejsce na lęgi? Czy ktoś nie zamuruje lub nie zasłoni wlotu do stropodachu, gdzie mogłyby wychować swoje pisklęta. A co z jerzykami, mistrzami szybkości? One zmagają się z podobnymi problemami w mieście. Wycinane krzewy i koszone trawniki to z kolei problem dla pospolitego kiedyś wróbla, który znajdował w nich schronienie i pokarm. Dzisiaj sterylny świat nie oferuje im zbyt wiele, nic dziwnego, że stopniowo ten synantropijny gatunek zanika. Może nie da się już żyć przy człowieku? Nie zależy nam już na ptasim porannym świergocie i wieczornych trelach? Co w zamian? Słuchawki…?
Trudno na wsi…
Także na wsiach i polach ptaki mają coraz mniej dogodnych miejsc do życia. Intensywne, wysokotowarowe rolnictwo nie przewiduje obecności ptaków. Owady są przecież niszczone chemią. Śpiew skowronka czy trznadla staje się rzadkością. Rolnicze monokultury są odpowiedzialne za drastyczny spadek populacji ptaków krajobrazu rolniczego. Zmeliorowane łąki, sterylne, odchwaszczone pola, pozbawione oczek wodnych, miedz i śródpolnych zalesień czy nawet pojedynczych drzew – to nie są miejsca sprzyjające ptasiemu życiu. Zniknęły więc wszędobylskie kiedyś kuropatwy, rzadkością są przepiórki, nie usłyszymy już też w wielu rejonach turkawki czy derkacza. Brak starych dziuplastych drzew, bezmyślnie usuwanych w dobie mechanizacji wszelkich prac, spadek populacji dużych owadów sprawiają, że skrajnie nieliczna stała się w Polsce kraska, dramatyczny spadki zanotowały także pójdźki i płomykówki, i tylko szczęśliwcy usłyszą lub zobaczą lelka kozodoja. Polska wieś się zmienia i jest w niej coraz mniej miejsca dla tak powszechnych kiedyś gatunków, jak jaskółki – dymówki i oknówki. Zagrożone stały się nawet gawrony, przeganiane z miejskich parków i wiejskich siedlisk. Przed jeszcze większym wyzwaniem stają większe drapieżniki, bo na polach i łąkach jest coraz trudniej o pokarm, jaszczurki, węże, a nawet o gryzonie. Nie jest więc przypadkiem zmniejszająca się populacja błotników czy orlików. Nawet mało wybredne bociany mają coraz większe problemy z wykarmieniem swoich piskląt. Wyregulowane rzeki i brak wiosennych, okresowych powodzi, nawadniających okoliczne łąki, załamały populacje wielu gatunków terenów podmokłych. Nie zobaczymy już ich w większości kraju, nawet bardzo pospolita kiedyś czajka stała się rarytasem.
Jest koniec marca, a wciąż trwa ogławianie i wycinanie drzew w miastach. Grzywacze już przygotowują się do lęgów, może wybrały drzewo, które teraz ktoś zamienia na drewno do kominka? W lasach wycinki trwają cały rok, nawet w najcenniejszych przyrodniczo ekosystemach. Ile lęgów zakończy się z tego powodu niepowodzeniem? Lasy gospodarcze to nie jest wymarzone miejsce do życia dla głuszca czy jarząbka, nie odnajdzie się w nich też bocian czarny.
Dlaczego zabija się ptaki dla przyjemności?
Mimo spadków populacji większości gatunków, wciąż poluje się w Polsce na ptaki. To niewybaczalne w czasach, gdy nie musimy tego robić, by zdobyć pokarm. Ptaki powinny nas cieszyć swoją obecnością, a nie być obiektem chorej fascynacji zabijaniem. Czy człowieka żyjącego w XXI wieku nie stać na większą wielkoduszność względem istot, które nawet nie mogą się bronić? Wiele z gatunków ptaków łownych przeżywa ciężką i nie pozbawioną zagrożeń (także ze strony myśliwych z innych krajów) podróż z zimowisk. Dlaczego ich życie ma się kończyć, bo ktoś lubi sobie postrzelać? Czy to jest etyczne? Szczególnie, gdy giną wtedy gatunki skrajnie zagrożone?
Dla wielu gatunków dużym problem są również zmiany klimatyczne, które zaburzają funkcjonowanie wykształconych przez miliony lat ewolucji ekosystemów. Nie dodawajmy im czynników, które postawią pod znakiem zapytania ich przetrwanie. Myślistwo jest jednym z nich, dlatego Ekowyborca apeluje o wspieranie kampanii Niech Żyją! prowadzonej przez koalicję organizacji pozarządowych, której celem jest zaprzestanie polowania na 13 gatunków dzikich ptaków znajdujących się na liście zwierząt łownych. Wystarczy do tego jeden podpis ministra środowiska – nie potrzeba nawet zmian ustawowych. Każdy może pomóc, wspierając kampanię i podpisując petycję.
Pomaganie przez zaniechanie
Rozejrzyjmy się dookoła, zauważmy ptasich sąsiadów, którzy jeszcze nam towarzyszą i zastanówmy się, jak możemy im ułatwić nieco życie. Może na początek przez zaniechanie. Nie wycinajmy starych dziuplastych drzew, nie wykaszajmy wszystkiego do gołej ziemi, szczególnie w okresach lęgowych. A ten zaczyna się bardzo wcześnie, bo ptaki wcześniej uważnie sprawdzają miejsca, w których przystąpią do lęgów. Niepokojone, zrezygnują z budowy gniazda lub opuszczą lęg. Nie prześladujmy „chwastów”, bo jesienią są spiżarnią dla kolorowych szczygłów, dzwońców, czyży i sikor. Odpocznijmy więc na chwilę, odpuśćmy sobie porządkowanie każdego centymetra otaczającej nas przestrzeni. W zamian posłuchajmy pięknych ptasich głosów, a w kwietniu, gdy drzewa i krzewy nie mają jeszcze liści, możemy wiele z tych śpiewaków zobaczyć. Zajęte przygotowaniami do lęgów są bardzo aktywne i stanowią wdzięczny obiekt obserwacji. A w wolnych chwilach przeczytajmy także, jak żyje się dzisiaj ptakom w Polsce i dlaczego są zagrożone. I zastanówmy się, dlaczego nie ma już w Polsce dropi, praktycznie zniknęły cietrzewie, dlaczego nie chcą już się gnieździć bataliony, a lista gatunków, które wkrótce będziemy znali już tylko ze zdjęć i filmów jest coraz dłuższa. A potem zadbajmy o tych skrzydlatych sąsiadów, którzy nas jeszcze nie porzucili, mimo naszego gatunkowego egoizmu.
Marcin Janna